Krakowski Alarm Smogowy to przede wszystkim ludzie

Podczas głosowania w sejmiku wojewódzkim, 2017 rok fot. Krzysztof Kalinowski

Przez zamarznięty Kraków przechodzi głośna manifestacja ściągając uwagę wszystkich mediów. Jest styczeń 2013 roku. – Potęgą jesteście – mówi kilka miesięcy później Kazimierz Barczyk z zarządu województwa małopolskiego, przyjmując 16,5 tys. podpisów pod petycją do władz Małopolski. Krakowski Alarm Smogowy został uhonorowany przez redakcję LoveKraków.pl nagrodą główną – Krakowianina Dekady.

 

– To oni byli detonatorem debaty w szerokim zakresie dotyczącej powietrza – mówi Witold Śmiałek, były pełnomocnik ds. jakości powietrza prezydenta Krakowa. – Dzięki nim zmiany nabierały tempa – dodaje.

W 2012 roku nie było kolorowo. To zresztą ostatnie słowo, jakie przychodziło do głowy krakowianom, którzy przez lata w okresie jesienno-zimowym żyli w zadymionej rzeczywistości. Smog był pojęciem znanym, ale najwyżej ze słowników. Ktoś coś o nim słyszał, ale przecież nie dotyczyło to stolicy Małopolski. Przede wszystkim u nas w smog mało kto wierzył.

Zanieczyszczenia nie potrzebowały niczyjej wiary, by siać spustoszenie: choroby układu oddechowego, immunologicznego, krążenia, przedwczesne zgony. Raporty międzynarodowych instytucji zajmujących się badaniem stanu środowiska mówiły jasno: trujemy – siebie i innych. Raporty mówiły o zgonach, nawet 40 tys. rocznie tylko przez złej jakości powietrze.

Latem 2012 roku jeszcze nikt się nie martwił tym, czym znów będziemy oddychać zimą. Trwały Mistrzostwa Europy w piłce nożnej w Polsce i na Ukrainie. Karnawał. Jesienią pojawili się oni: Krakowski Alarm Smogowy.

Po marszach pojawiły się plakaty, niezbyt dobrze przyjęte przez władzę. Jacek Majchrowski skrytykował taką formę zwrócenia uwagi na problem, bo uważał, że odbije się ona negatywnie na wizerunku miasta w oczach turystów. Chodziło o akcję bilbordową, która była skierowana nie tylko do mieszkańców, ale również gości z zagranicy. Przynajmniej taka była idea. W każdym razie lawina ruszyła.

Dawid Kuciński, LoveKraków.pl: Oglądałem niedawno wystąpienia sprzed dziewięciu lat. Oprócz tego, że wszyscy troszeczkę się zmienili z wyglądu, zmieniło się też podejście do wiary – a raczej niewiary – w smog. Czy teraz znasz kogoś, kto nie wierzy w istnienie smogu?

Andrzej Gula, jeden z trzech założycieli Krakowskiego Alarmu Smogowego: Oj tak. Postarzeliśmy się, czas jest jednak nieubłagany. Co do świadomości problemu, to ona się diametralnie zmieniła. Ta zmiana była szczególnie ważna wśród polityków, to od nich zależy czy i kiedy problem smogu będzie rozwiązany. W 2012 i wcześniej wielu z nich nie wierzyło, że ten problem istnieje, marginalizowali go. Teraz jest ich dużo mniej. Widać sporą zmianę. Choć wciąż niestety są i tacy, którzy uważają że zanieczyszczenie powietrza nie istnieje, albo że nam nie szkodzi, albo że jest problemem jedynie dużych miast…

KAS zapisał się w mojej pamięci jako jedna z inicjatyw oddolnych, która nie spotkała się ze ścianą polityczno-urzędniczą. Masz też takie wrażenie?

Zawsze podkreślałem, że tak naprawdę to mieszkańcy sami wychodzili sobie tę zmianę Gdyby nie zaczęli wychodzić na ulice Krakowa, pokazując jak bardzo zależy im na czystym powietrzu, najprawdopodobniej takiego sukcesu by nie było.

Organizując marsze antysmogowe zawsze mieliśmy obawy, czy ktokolwiek w ogóle się na nie wybierze. A krakowianie zjawili się w tysiącach. Oni, my wszyscy, wyszliśmy z prostym przekazem – chcemy oddychać czystym powietrzem.

Politycy widzieli to wielkie zaangażowanie społeczne i dlatego udało się wdrożyć uchwałę antysmogową w Krakowie.

Mieliście chwile zwątpienia, że to co robicie nie ma sensu i lepiej to zostawić?

Niejednokrotnie. Zastanawiałem się, czy lepszym wyjściem nie byłoby zabranie rodziny i wyjazd z Krakowa do czystszego miasta niż prowadzenie walki, której efekty odczuwać będziemy dopiero po długich latach. Tej walki jeszcze nie wygraliśmy, choć jest dużo lepiej.

Takie momenty zwątpienia były związane chociażby z bataliami w sądach administracyjnych o uchwałę antysmogową. Dostaliśmy jednak nieocenione wsparcie od prawników m.in. profesora Płeszki i doktora Araszkiewicza, którzy bronili tej sprawy i uchwały.

Zawsze przed werdyktami były duże emocje i mocne obawy, czy wyrok nie cofnie nas o kilka lat. Takich sytuacji było wiele przez ostatnie lata. Zwątpienie pojawiało się często, ale jednak wszyscy w KAS byliśmy przekonani, że uda nam się dopiąć celu. Mamy determinację, by to, co zaczęliśmy doprowadzić do końca.

Wybory parlamentarne z 2015 roku, a później samorządowe wywróciły troszkę scenę polityczną, również w regionie. To też był taki moment, że politycy, od których wiele zależało, a którzy mieli już ugruntowaną opinię dotyczącą walki o czyste powietrze, odeszli od sterów. Czuliście, że wszystko, co zostało wypracowane, może zostać zaprzepaszczone?

Każda zmiana jest związana z niepewnością. Każdy boi się tego, co będzie dalej, padają pytania, czy ci, którzy przychodzą, będą kontynuować działania poprzedników. Sprawa jednak była ważna i wtedy już wyszła poza granice województwa. Stała się ważnym elementem ogólnopolskiej debaty publicznej. W tym kontekście okazało się bez znaczenia to, kto aktualnie rządzi. Władza stanęła przed problemem, który musi rozwiązać. Niestety w ostatnim czasie na poziomie krajowym ta determinacja osłabła.

W KAS-owej „konstytucji” wpisaliśmy, że naszą nadrzędną zasadą jest działalność ponad podziałami partyjnymi i politycznymi. Powietrze nie ma barw partyjnych. Staramy się też szukać platformy do rozmów ze wszystkimi.

Masz jednak rację w tym, że nie wszyscy politycy podchodzą do smogu równie entuzjastycznie. Liderów, którzy chcą wziąć na swoje barki ten problem, jest niewielu. Jest teraz wielka potrzeba, aby pojawili się tacy ludzie, którzy wezmą temat zanieczyszczeń powietrza na sztandary i konsekwentnie będą realizować wyznaczone cele.

Wrzesień 2019 roku był krokiem milowym. Wszystkie oczy były skierowane na Kraków i myślę, że nadal są, bo jesteśmy przykładem godnym naśladowania w tej kwestii. Uwierzyłeś, że to się uda – że Kraków przestanie dymić z pieców? Czy jednak lato 2019 to było nerwowe oczekiwanie na jesień i zimę?

Niepokój był duży. Trzeba jednak przyznać, że działania miasta były konsekwentne, jeśli chodzi o ten proces. Był on o tyle złożony, że trzeba było przekonać ludzi to tego, że należy się pozbyć kopciuchów, że w życie wchodzą przepisy antysmogowe, trzeba było pomóc mieszkańcom w pozyskaniu dotacji na wymianę pieców.

Ważne było też przekonanie ich do tego, że to nie będzie martwe prawo i jego zapisy będą egzekwowane przez miejskie służby. Kraków zdał ten egzamin.

Czujecie się dumni z tego co udało się osiągnąć?

Jesteśmy dumni, ale powtórzę – gdyby nie poparcie dziesiątek tysięcy mieszkańców Krakowa, nie byłoby tego sukcesu. Teraz alarm smogowy jest inicjatywą ogólnopolską, ruchem społecznym, który ma 50 organizacji działających oddolnie w różnych miejscach Polski. W naszą misję jest wkodowany samobójczy gen – będziemy działać tylko dopóki problem smogu nie zostanie rozwiązany.

Miałem właśnie pytać o to, kiedy odwołany zostanie alarm smogowy – za 10, 15 lat?

Zostanie odwołany wtedy, gdy jakość powietrza będzie spełniać standardy Światowej Organizacji Zdrowia. Złośliwi mogą powiedzieć, że przedłużyliśmy sobie to zadanie, bo WHO podniosła ostatnio standardy na jeszcze bardziej restrykcyjne, wskazując, jakie powietrze jest akceptowalne z punktu widzenia ochrony życia i zdrowia ludzkiego.

Wierzę jednak, że jesteśmy w stanie dojść do tego poziomu, ale najpierw musimy spełnić wymagania unijne. Nie umiem więc odpowiedzieć w jakiej perspektywie uda nam się to osiągnąć. Zwłaszcza, że już toczy się dyskusja w UE o zaostrzeniu dyrektywy określającej normy jakości powietrza. Pociąg nam odjeżdża coraz szybciej, a my próbujemy go dogonić.

Czas jednak na decyzje polityczne, od których będzie wiele zależało. Chodzi o to, by nie zablokować możliwości osiągnięcia odpowiednich standardów WHO w przyszłości. Małopolska wytyczyła kierunek, dzięki zakończeniu finansowania wymiany kotłów węglowych na nowsze, ale również węglowe. Dzięki temu nie będzie potrzeby, aby za kilka lat zastanawiać się co znów zrobić z tymi piecami. Przed Krakowem też stoją poważne wyzwania – rozwiązanie poważnego problemu zanieczyszczeń powodowanych przez ruch samochodowy oraz uporanie się z wciąż powracającym problemem zanieczyszczeń przemysłowych.

Ostatnie pytanie: warto było?

Oczywiście, że tak! Na przykładzie Krakowa widzimy sami, że konsekwentne działania przynoszą rezultaty. Jakość powietrza w mieście się znacznie poprawiła, co potwierdzają wyniki badań naukowych. Dla przykładu poziom rakotwórczego benzoalfapirenu na przestrzeni sześciu sezonów w naszym mieście zmalał o ponad 40%. W województwie ani drgnął. Oczywiście smogu nie wyeliminujemy, jeśli nie zakończymy procesu zmiany źródeł ogrzewania w „obwarzanku” krakowskim, a w samym mieście, jak już mówiłem, do rozwiązania mamy problemy związane z transportem i przemysłem.